plakat

plakat

piątek, 20 grudnia 2013

PROLOG

 Osłabione ciało, łamliwe kości, biała twarzyczka, na którą opadały kosmyki lokowanych włosów.
Harry wyglądał niczym porcelanowa laleczka, którą przez przypadek zrzucono z półki. Nie był rozbity, był popękany. Każda część jego ciała chowała chociażby najmniejszą ranę. Powieki były ciężkie, ręce i nogi bezwładne. Uśmiech, który wprawiał każdego w dobry nastrój zniknął bez śladu. Zielony blask tęczówek przygasł, opadły wszelkie emocje. Leżał samotny, otoczony maszynami podtrzymującymi jego życie.
Jedna chwila potrafi obrócić człowieka w porcelanową lalkę. Jedna chwila nieuwagi. Życie jest kruche.
Trzeba panować nad wszystkim i być ostrożnym by go nie stracić.
 Harry poczuł jak silny ból napełnia jego ciało od góry do dołu tym samym przywracając go do przytomności. Jakiś wewnętrzny głos kazał mu otworzyć oczy pozwalając na zapoznanie się z otoczeniem. Powoli uchylił powieki spoglądając przed siebie. Biel sufitu nie była niczym fascynującym ani nie mógł stwierdzić po tym obrazie, gdzie się znajduję więc obrócił lekko głowę w lewą stronę. Światło słoneczne przedzierało się przez firanki i padało na podłogę.
-Dzień Dobry
Przez ciało Harry'ego przeszły ciarki, nie wiedział czym było to spowodowane, tym, że odezwał się do niego głos znikąd czy że był on taki delikatny i cichy, że chłopak rozpłynął się przez chwilę? Chyba dwie wersje są poprawne. Uniósł wzrok. Przy łóżku stał niewysoki brunet o niebieskich oczach. Uśmiechał się przyjaźnie poprawiając poduszkę pod głową Harry'ego.
-Gdzie jestem?-wykrztusił zielonooki.
-W szpitalu-odpowiedział spokojnie chłopak-Miałeś wypadek
Serce loczka zabiło znacznie szybciej niż powinno. Nic nie pamiętał.
-Wypadek?-zawahał się a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Tak, ale spokojnie, jesteś w rękach dobrych lekarzy, w tym mojego ojca, zajmą się tobą jak najlepiej potrafią-zapewniał brunet-Jestem Louis
-Harry, podałbym ci dłoń ale nie za bardzo wiem czy jeszcze ją mam, nic nie czuje.
W oczach Louisa pojawił się wyraz współczucia
-A tak właściwie-kontynuował Harry-jesteś lekarzem?
-Nie, jestem raczej synem jednego z lekarzy. Tata nie lubi zbytnio mojego towarzystwa gdy jest w pracy więc robi wszystko by się mnie pozbyć. Dzisiaj tak jakoś wypadło, że sobie go odwiedziłem a on odesłał mnie na marsz po szpitalu-tłumaczył chichocząc-Gdy cię tu przywieziono poprosił mnie bym nad tobą tak jakby czuwał więc oto i jestem.
-Taki anioł stróż-zaśmiał się Harry.
-Raczej nie anioł, kiedyś ukradłem mandarynkę ze szkolnej stołówki, ale o tym opowiem ci jak wrócę, teraz idę po picie dla ciebie, pewnie jesteś spragniony
Louis udał się do wyjścia z sali zostawiając Harry'ego z myślą ,,Jak dobrze, że chociaż jest tu ktoś taki jak on,,
_________________________________________________________________________________
Więc jest prolog
Krótki ale postanowiłam mniej napisać tu a więcej w 1 rozdziale :)
Komentujcie proszę bo to dla mnie naprawdę ważne, tylko proszę szczerze, przyjmuję krytykę na klatę ;)  Rozdziały będę dodawać gdy będę miała wole wieczory. Możliwe jest że 1 dodam jutro a następny 24 grudnia. Jakoś tak mam że najlepiej mi pisać pod wieczór, z herbatką lub kakałkiem, wtedy więcej przychodzi mi do głowy. ;)