plakat

plakat

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział II

Louis przekręcił się uderzając ręką w szafkę stojącą obok łóżka. Zacisnął powieki następnie uchylając je lekko. Przez krótką chwilę patrzył zamyślony na krople deszczu spływające po szybie okna. Przecierając oczy chwycił telefon by sprawdzić która godzina ale jego wzrok napotkał powiadomienie o nowej wiadomości tekstowej. Wszedł w skrzynkę zastając sms'a od Harry'ego:
,,Hej Lou! Przepraszam, że piszę tak wcześnie ale mam do Ciebie pytanie, wiesz może co Twój tata ma mi do powiedzenia? Cały czas wspomina o jakiejś ,,niepotwierdzonej wiadomości,, ale nie chce powiedzieć mi o co chodzi mówiąc, że dowiem się w swoim czasie... a tak inną drogą, przyjedziesz dzisiaj? xx,,
Louis popatrzył na godzinę dostarczenia wiadomości- 09.10 następnie na zegarek- 09.27. Miał nadzieję, że Harry wybaczy mu ponad 17-sto minutowe czekanie na odpowiedź.
,,Dzień Dobry Hazz! Nie mam pojęcia o co mu chodzi :/. Najwidoczniej coś i przede mną ukrywa haha. Zjem śniadanie, ubiorę się i już do Ciebie jadę.
PS Jak się czujesz? xxx,,
Nie czekał nawet 5 minut bo sms od Harry'ego przyszedł niemal natychmiastowo
,,Coraz lepiej :) do zobaczenia!,,
Na twarzy Louisa pojawił się szczery uśmiech. Harry był dla niego ważny, nawet za bardzo jak na kogoś, kogo zna zaledwie tydzień.
Louis nie należał do osób cichych czy strachliwych, był wręcz natrętny jeśli chodzi o kontakty z ludźmi. Chętnie pomagał nieznajomym i nie oczekiwał nic w zamian. Pewnego wieczora, gdy na dworze panował mrok idąc wąską uliczką w stronę domu zauważył dwóch chłopaków stojących nad trzecim, na oko znacznie niższym od nich. Trzymali w rękach butelki po niedrogim alkoholu krzycząc coś zupełnie niezrozumiałego w stronę leżącego, jak się potem okazało poobijanego nieznajomego. Kopali go i rzucali w jego stronę masę obelg. Louis dopiero po krótkim ,,zostawcie go!,, zdał sobie sprawę, że on również jest niższy od mężczyzn. Nie mógł się jednak wycofać, było za późno. Dwójka facetów podeszła do niego zostawiając poszkodowanego w tyle. Bójka zakończyła się złamanym nosem u jednego, u drugiego, znacznie silniejszego niż kolega śliwą pod okiem za to Louis miał poobijany brzuch, obtarte nogi i prawą rękę, rozciętą wargę i łuk brwiowy. Kolesie byli jednak strasznymi ,,mięczakami,, (jak ujął to Tomlinson) i gdy Louis zaczął grać jak w teatrze udając że umiera uciekli z paniką w oczach. Tak właśnie poznał swojego najlepszego przyjaciela o imieniu Stan, wtedy poszkodowanego, niższego chłopaka zwijającego się z bólu. Louis miał wielkie szczęście, że jego ojciec znał się na medycynie i opatrzył ich rany bo niecałe 6 dni później ślad po nich zaginął. Louis bardzo ufał Stanley'owi, był z nim szczery i gdy tylko się spotykali rozmawiali niemal o wszystkim, ,,przyjaciele na wieki i 100 lat dłużej,, jak ujął to Stan.


Louis stanął przy automacie do kawy znajdującym się pięć kroków od wejścia do szpitala. Wrzucił funta do przeznaczonego na to miejsca i czekając na swój napój usiadł na stojącym obok krześle. Na korytarzu były pustki jeśli chodzi o ludzi ,,z zewnątrz,,, co chwila krzątały się tam pielęgniarki przechodzące z jednej sali do drugiej ale prócz nich i Louisa nie było tam żadnej żywej duszy. Automat zapikał na co Louis wstał z krzesła i już miał odebrać kawę, kiedy nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Louis-odezwał się niski, męski głos. Chłopak odwrócił się na pięcie stojąc naprzeciwko swojego ojca.
-Takie właśnie dałeś mi imię-odpowiedział brunet uśmiechając się i pokazując przy tym rządek białych zębów.
-A mój syn jak zwykle w dobrym humorze-Stwierdził Sam delikatnie uderzając chłopaka w ramię
-To źle?- Louis sięgnął po kawę-Uśmiechasz się a jednak mówisz takim poważnym tonem, mam się bać?
-Nie i nie do końca, to zależy od ciebie.
-Okeej, trochę mnie przerażasz, powiesz mi o co chodzi bo mam zamiar iść do...
-Harry'ego-Przerwał mu Sam-Wiem, właśnie o nim chciałem z tobą porozmawiać-Starszy Tomlinson przybrał poważny wyraz twarzy na co Louis poczuł, że jego serce bije coraz szybciej, czuł, że się denerwuje.
-Co...czy...coś się stało?-zapytał wolno ale dość cicho, miał nadzieję, że jego tata go usłyszał
-Louis, on....
Louis stał teraz na nogach jak z waty. Ledwo co trzymał kubek bo jego ręka drżała a on nie mógł nic z tym zrobić
-No co? Co on? Powiedz, że wszystko z nim w porządku, okej? Innej odpowiedzi nie chcę słyszeć i raczej nie będę musiał bo z nim jest wszystko dobrze-Powiedział nieco spokojniejszym ale wciąż przestraszonym tonem
-Lou, Harry czuje się dobrze jak na chwilę obecną, ale chodzi o to, że może być gorzej w przyszłości, rozumiesz?
Louis poczuł jak kamień spada mu z serca. Harry żyje, wszystko jest dobrze, czuje się dobrze, to ważne, najważniejsze
-Przestraszyłeś mnie, myślałem, że coś mu się stało, tato, nie rób tak nigdy więcej-powiedział niebieskooki upijając łyk letniej już kawy
-Musimy porozmawiać Louis, najlepiej w moim gabinecie
-Ale obiecałem Harry'emu że...
-Harry wie, że się nieco spóźnisz
-Chyba bardzo lubisz mi przerywać-Zauważył Louis kierując się w stronę sali 206


 -Więc co masz mi do powiedzenia?-spytał młodszy Tomlinson siadając na krześle przy biurku ojca
-Chodzi o Harry'ego-zaczął Sam.
-Tyle wiem-powiedział szatyn w tym samym czasie zagarniając do góry włosy opadające na jego czoło-Wspominałeś coś o przyszłości, o to chodzi, prawda?
-Tak Lou, chodzi o przyszłość a dokładniej przyszłość Harry'ego-mężczyzna mówił powoli-Widzisz, on nie ma nikogo kto mógłby zająć się nim na czas rehabilitacji, nie poradzi sobie, Przez bardzo długi czas jego nogi będą, jakby to powiedzieć, nieposłuszne, mam nadzieję, że rozumiesz.
Louis opuścił głowę przytakując
-Harry potrzebuje opieki-kontynuował Sam-Może znasz kogoś, kto mógłby go do siebie przygarnąć na dany okres czasu, hmm?
-Harry nie jest psem, jest człowiekiem, jest moim przyjacielem i jedyną osobą, która może go, jak to ująłeś, ,,przygarnąć,, jestem ja-Powiedział stanowczo Louis.
-Nie dasz rady Lou. Ufam ci i Harry pewnie też ale to nie dla ciebie.
-Dam sobie radę.
-Musisz to przemyśleć.
-Tato, mam 21 lat, dam radę zaopiekować się przyjacielem-przekonywał niebieskooki-Mam własne mieszkanie, własny samochód, własne pieniądze i obiecuję, że nie będę prosił was o pomoc, ani ciebie ani mamy ani nikogo innego.
-Dobra, niech ci będzie. Tylko najpierw uzgodnij to z Harry'm-Sam uśmiechnął się upijając łyk herbaty-Mam nadzieję, że i go przekonasz.
-Przekonam, no bo kto jak nie ja?
Szatyn wstał z krzesła i szybkim krokiem udał się w stronę drzwi prowadzących na korytarz
-Jesteś pewien?-upewniał się Sam.
-Jak nigdy-rzucił Louis uśmiechając się szczerze po czym wyszedł z pokoju.
 Teraz na korytarzu znajdowało się parę osób, dosłownie z cztery no i pielęgniarki. Po parunastu sekundach Louis znalazł salę 217, w której leżał jego przyjaciel.
-Louis!-Harry krzyknął radośnie-Nareszcie jesteś!
-Jestem i mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia-uśmiechnął się podchodząc do łóżka Stylesa następnie delikatnie tuląc loczka.
-W takim razie słucham-odpowiedział Harry kładąc głowę na poduszce.
-Ufasz mi-Spytał Louis.
-Ufam.
-Lubisz mnie?
-Lubię.
-Zamieszkasz ze mną.
-Zamie...zaraz, co?-zawahał się zielonooki-Chyba się przesłyszałem, z moimi uszami jest coś nie tak, cholera, jeszcze one, nie dość że prawie nie mam nóg to jeszcze uszy mam cho...
-Harry!-Przerwał mu Louis-Z twoimi uszami wszystko okej, gorzej z rozumem-zaśmiał się lekko klepiąc chłopaka po plecach
-Dzięki stary, dzięki-Harry udał obrażonego
-No już młody, nie gniewaj się, to takie żarty
-Ugh, jesteś debilem-Styles uderzył Lou w ramię-Ale ci wybaczam. To co z tym zamieszkaniem?
-Chodzi o to że...-zaczął-Potrzebujesz rehabilitacji i kogoś kto się tobą w tym okresie zajmie więc pomyślałem że możesz zamieszkać u mnie
Harry spojrzał przed siebie bawiąc się palcami
-Nie mogę cię tak obciążać Loueh, poradzę sobie
-Harry, chcę dla ciebie jak najlepiej, zrozum-Louis chciał złapać rękę loczka ale ten zaraz ją odsunął
-Przestań, każdy chcę dla mnie jak najlepiej ale gdy wszystko idzie na dno to zawsze ja jestem tym, co musi sobie pomóc-w głosie Harry'ego można było usłyszeć lekkie podirytowanie
-Ale Harry, ja się tobą zajmę jak najlepiej będę umiał
-Nie jestem zwierzęciem,  żebyś miał się mną zajmować
-Co z tobą?
Louis nie mógł uwierzyć w zachowanie przyjaciela. Co mu odbiło?
-Louis, nie czuje się najlepiej, proszę, idź już-Harry przekręcił głowę zasłaniając ją kołdrą
-Przepraszam, jeśli powiedziałem coś nie tak, naprawdę zależy mi na twoim szczęściu i zdrowiu-Szatyn położył rękę na plecach loczka, które okrywała biała pościel-Trzymaj się
Tomlinson wstał kierując się do wyjścia. Ostatni raz spojrzał na leżącego chłopaka i wyszedł. Po prostu wyszedł.
Harry po usłyszeniu odgłosu zamykania drzwi zakrył rękami łzawiące od paru sekund oczy szepcząc sam do siebie:
-Co ja zrobiłem?




niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział I

Harry czuł, jak ból znów wypełnia jego całe ciało. Co prawda dano mu różnego rodzaju leki, których nazw nawet nie znał, lecz nadal nie mógł powiedzieć, że jest lepiej bo z sekundy na sekundę było jedynie gorzej.
Czym zasłużył sobie na taki los? Jedyne co pamiętał z wypadku to głośny huk, ciemność i bezwładność. Powiedziano mu, że był on bardzo poważny i wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. Pomimo wszystko był wdzięczny, że znajdował się w takim stanie.
 Poprzedniego dnia Louis opowiedział mu o tym, co najprawdopodobniej stanie się z nim w najbliższym czasie. Harry był wstrząśnięty tym, co usłyszał. Dowiedział się, że jego nogi są sparaliżowane i prawdopodobnie takie już pozostaną. Jeżeli jednak Harry podejmie się leczeniu i rehabilitacją to z miesiąca na miesiąc może odzyskać władzę w kończynach. To wszystko było dla niego za trudne, zbyt nowe by w ogóle móc się z tym zapoznać. Nie mógł uwierzyć, że chwila nieuwagi na drodze wystarczy, by jego życie przestało mieć jakiekolwiek barwy poza czernią i szarością, ale co to zmienia? Zupełnie nic. Harry nie należał do osób mających beztroskie życie. Za wiele cierpiał i zbyt dużo przeżył by nazywać go szczęśliwym człowiekiem. Rodzina odwróciła się od niego. Nigdy nie posiadał przyjaciół, dlaczego? Bo nie chciał ściągać na nich swoich problemów. Nie chciał być zbędnym ciężarem na czyiś ramionach. Harry, chłopak o ogromnym sercu dostał w kość od życia tyle razy. Ludzie nie chcieli utrzymywać z nim kontaktów bo uważali go za odludka zamkniętego we własnym świecie, ale on po prostu chciał dla nich dobrze. Dlatego tak bardzo polubił Louisa. Ten niewysoki, uroczy chłopak rozmawiał z nim tamtego dnia niemalże o wszystkim. Harry uznał go za bardzo zabawnego, miłego gościa. Po dziesięciu minutach znajomości Harry wiedział że Louis Tomlinson ma 21 lat (co czyni go starszym od Harry'ego o 2 lata)  i jest synem Sama Tomlinsona, którego Harry również zdążył polubić. Nawiasem mówiąc znał go na tyle by stwierdzić, że wie o nim to i owo czego nie mógł powiedzieć o żadnym innym człowieku.

 ~*~
-Jak się dziś czujesz?- spytał z troską Louis wchodząc do sali Harry'ego
-Mam być szczery?-spytał o rzecz niemalże oczywistą
-Nie Harry, masz mnie okłamać-powiedział sarkastycznie Lou siadając na krześle obok łóżka
-W takim razie czuje się rewelacyjnie i wcale nie nie boli mnie głowa, ręka i kark
-Aż tak źle? Dawali ci jakieś tabletki czy coś?-dopytywał kładąc rękę na czole młodszego chłopaka- Jesteś rozpalony, może lepiej pójdę po pielęgniarkę? Da ci jakieś lekarstwa
-Mógłbyś?
-Oczywiście, zaraz wracam
Louis wstał z krzesła i udał się w stronę wyjścia z sali.
Po około 2 minutach wrócił z pielęgniarką niosącą na tacy przeróżne rodzaje lekarstw.
Kobieta podeszła do chłopaka uśmiechając się by ten nie czuł się w żaden sposób zagrożony.
Podała mu parę tabletek i jakiś syrop. Harry zażył je bez większych zawahań, lecz mimo to nadal czuł wstręt do tych substancji, przez co miał ochotę zwymiotować.
Gdy pielęgniarka wyszła Lou ponownie usiadł na krześle przy łóżku Harry'ego.
-Nie przepadasz za byciem tutaj, prawda?-zapytał starszy-Ugh, o co ja pytam? Przecież to oczywiste że...
-Lubie tu być-przerwał mu zielonooki
Louis nic nie mówił lecz z jego wyrazu twarzy można było wyczytać niemałe zdziwienie
-Pewnie masz mnie teraz za dziwaka-kontynuował Harry-ale ja naprawdę wole być tutaj niż w domu, tak, to jest dziwne.
-Harry, mój tata pracuje tu jakieś 4 lata, poznałem wielu pacjentów i każdy z nich cierpiał będąc tu i jak najszybciej chciał wrócić do domu
-A ja cierpię każdego dnia, wiesz? Zresztą nie chce obarczać cię moimi problemami-Odpowiedział z rezygnacją w głosie Loczek.
-Możesz powiedzieć mi wszystko, co tylko chcesz Harry
-Więc ja...ja nie mam zbyt kolorowego życia-zaczął-Rodzice mają mnie jednym słowem gdzieś. Nigdy nie miałem przyjaciół, nie miałem i nadal nie mam kogoś takiego, do kogo mógłbym się zwrócić o pomoc czy coś.
-Masz mnie-Louis uśmiechnął się cały czas patrząc na Harry'ego.
-Lou, znamy się łącznie tylko parę godzin.
-Tak, ale to nie znaczy, że nie możesz zwrócić się do mnie o pomoc czy coś.
Kąciki ust Harry'ego uniosły się delikatnie do góry.
-Dziękuję-wyszeptał zielonooki.
-Za co?
-Nie wiem, za wszystko.
-W takim razie nie ma za co-roześmiał się Louis-Emm, Harry?
-Tak?
-Mam do ciebie pytanie?
-Więc pytaj.
-Czy ty..-zawahał się-zaufałbyś mi?
-Do czego zmierzasz?-spytał łagodnie Harry.
-Tak po prostu pytam.
-Myślę, że..tak, zaufałbym ci.
-Okej, w takim razie będę pamiętał-powiedział Lou pokazując rząd białych zębów.
-Idiota-Zaśmiał się młodszy uderzając delikatnie Tomlinsona.
-Za co to?-Udał zdenerwowanego ale naprawdę nie mógł powstrzymać się od chichotu.
-Za nic-Odpowiedział Harry ukazując swoje dołeczki, które towarzyszyły mu przy szczerym uśmiechu.
-W takim razie też cię uderzę-Lou lekko pacnął Loczka w ramię.
-Chcesz mi oderwać rękę?
Chłopcy wybuchli niepohamowanym śmiechem.
-Lou?
-Tak?
-Lubie cię
-Też cię lubię, Hazz